Cel osiągnięty!

Wysiadamy w Cattolice i mamy przed sobą około 7 km do campingu. No to idziemy z buta! Po drodze mijamy 2 zespoły, które już wracały do Polski... Podczas naszej wędrówki Radek zaproponował łapanie stopa, a że akurat nadjeżdżały dwa auta to wystawiłem słynnego autostopowego kciuka. Pierwsze auto przejechało, ale drugie ku naszemu niedowierzaniu się zatrzymało! Wieść o ASR rozniosła się po całej okolicy i już nawet nie musieliśmy mówić gdzie chcemy jechać:) Włoch wysadził nas pod "górką", na której szczycie znajdował się nasz camping. Tym razem nie mieliśmy szczęścia i musieliśmy całą drogę cisnąć z buta. Chciałbym zobaczyć nasze facjaty, gdy już dotarliśmy na camping;D Gdyby nie uszy to uśmiech mielibyśmy dookoła całej głowy;D Szybki meldunek, rozbijanie namiotu i parę godzin snu. Dokładnie dwie, bo zaraz się zaczynała autostopowa impreza;D Piwo na campingu drogie, wódka droga, ale za to baaardzo dobre wino o pojemności 1l, woltażu 11% za 3 euro:D A i tak to było dwa razy drożej niż w mieście. Typowo studencka impreza na świeżym powietrzu - dużo wina, dużo sziszy, dużo tańców, głośna muzyka - po prostu "I'm lovin' it!" Potem w nocy jeszcze obowiązkowy nad morze (jak się później okazało jedyny), który był bardzo energochłonny, bo należało zejść z góry. Na szczęście odpowiednia dawka procentów spowodowała, że nabraliśmy siły do tego wysiłku^^ krótkie moczenie nóg w Adriatyku i zmęczeni w końcu wracamy na regenerację sił do namiotu.

Komentarze (0)