W końcu! Po kilku godzinach stopowania nareszcie jesteśmy na A-4. W drodze na ostatnią stację benzynową Polsce spotkaliśmy dziewczynę i chłopaka, którzy chcieli jechać do Berlina, ale jak zobaczyli na autostradzie stado ludzi w niebieskich koszulkach, to zrezygnowali ze swoich planów. Wtedy się nieźle przeraziliśmy, że nie złapiemy żadnego stopa do Niemiec, jednak postawiliśmy wszystko na jedną kartę i poszliśmy na stację. Jak się okazało, w czasie gdy byliśmy w drodze, wszystkie teamy zdążyły już złapać stopa, a team, który spotkaliśmy na stacji miał już zarezerwowaną podwózkę do Drezna.
Tak więc na stacji zostaliśmy sami, ale to nie było żadne pocieszenie, ponieważ było koło godziny 16, może 17 i o tej porze już mało kto jechał do Niemiec. Przez dość długi czas chodziliśmy do ludzi, którzy tankowali swoje samochody, jednak albo nie chcieli brać stopowiczów, albo jechali w przeciwnym kierunku.
W pewnym momencie zauważyliśmy samochód dostawczy na włoskich tablicach. Stwierdziłem, że zapytać nie zaszkodzi. Rozmowa z dwoma Włochami wyglądała mniej więcej tak (po angielsku, co potem okazało się rzadkością wśród Włochów):
(J)a: Where are you going to?
(W)łosi: We come back to Italy.
(J): Oh... we're going to Italy too! To Rimini!
(W): We live in Rimini!
Tutaj już w naszych oczach zaświeciły się iskierki nadziei, więc...
(J): Have you got two places?
(W): No, we've got only one...
Nasza mina wyglądała jak po obejrzeniu prawdziwego demotywatora...
Jednak po tej historii nie minęło parę minut jak Radek zauważył polskiego dostawczaka. Stwierdził: "To jest nasz samochód. Z nim pojedziemy!" I ku mojemu zdziwieniu jak powiedział, tak się stało;D Kierowca jechał do Berlina i był tak miły, że zmienił sobie trasę i zamiast do Drezna to zawiózł nas kilkadziesiąt kilometrów dalej do Chemnitz.