Kilka godzin snu i w drogę! Katarzyna oznajmiła nam, że jednak wraca ze swoimi ziomalami do Polski i niestety do Florencji z nami nie pojedzie. A szkoda, bo bardzo fajnie się z nią "stopowało";) No nic. Agrafka złapała stopa do Modeny, a my dalej w deszczu dzielnie czekamy na transport do Firenze (Florencji). Po dłuższej chwili zatrzymują się dwie Włoszki, które zawożą nas na Auto-Grilla na autostradzie w stronę Florencji. Auto-Grill to takie miejsce, gdzie jest stacja benzynowa, jakiś fast-food i sklep 24h. Może w Polsce też kiedyś doczekamy się czegoś takiego;) Niestety na stacji panował dosyć mały ruch, a kierowcy też nie byli chętni żeby nas zabrać.
BTW zapomniałem wspomnieć, że idea autostopu we Włoszech w ogóle jest nieznana. Bez magicznej karteczki prawdopodobnie tułalibyśmy się po Włoszech co najmniej dzień dłużej.
Wracając do naszego przystanku udało mi się pogadać z wycieczką Ukraińców. Nie wiem czy wiecie, ale z Ukraińcami rozmawia się zajebiście! Ja do nich po polsku, oni do mnie po ukraińsku i wszyscy się rozumieją:D Uczestnicy wycieczki bardzo chcieli nas zabrać, jednak kierownik wycieczki powiedział stanowcze "nie" i nic z tego nie wyszło. Trudno, próbujemy dalej. Podjechało dwóch tirowców z Polski, którzy jechali gdzieś za Rzym, więc było to po drodze do Florencji. Zgodnie ze sztuką autostopowania prosimy ich, żeby wysadzili nas na stacji przed Florencją, bo to będzie najlepsze miejsce do łapania okazji. Przynajmniej tak nam się wydawało... Na stacji benzynowej praktycznie zero ruchu i znowu zaczęły się problemy. Tak więc nastała "czarna dupa" nr 4. Albo kierowcy jechali na Rzym, albo nas nie chcieli zabrać, bo się boją. No kurde, pytam się: jak można się bać kogoś, kto nosi meksykańskie sombrero, gdy pada deszcz? Chyba, że mieli nas za świrów... Ok, doesn't matter;) Po kilku godzinach łapania już nie wytrzymaliśmy. 10 km od celu i mamy znowu nocować na stacji?! NO FUCKIN' WAY! Pytamy się pracowników stacji ile kosztuje taksówka na lotnisko, z którego możemy się dostać autobusem na miejsce. Stwierdzili 20-25 euro. Trudno, jakoś przeżyjemy te kilkanaście euro na głowe, byle by już być na miejscu.
Podjeżdza taksówka, dotarliśmy na lotnisko, które było położone 5 km od stacji i co? Taksówkarz oznajmia nam 37,80€. No chyba go pogrzało. Ale już nie mamy siły się z nim kłócić i wkurzeni płacimy mu po te niecałe 20€ od osoby, czyli tyle, ile kosztował nas lot z Forli do Wrocławia. Super, nie? Wchodzimy do autobusu z lotniska do centrum, chcemy zapłacić kierowcy za bilet jak Pan Bóg przykazał, a tutaj małe zdziwko, bo kierowca nic od nas nie chce. Nie chce to nie, łaski bez! I tak jechaliśmy na gapę we Włoszech^^ Już w samym centrum spotkaliśmy naszych kolegów z campingu i stwierdziliśmy, że szukamy jakiegoś fajnego hosteliku. Imprezę we Florencji czas zacząć!